» Blog » KB#14: O religii, fantasy i Czasie Waśni (ale o tym ostatnim tylko trochę)
13-10-2010 19:56

KB#14: O religii, fantasy i Czasie Waśni (ale o tym ostatnim tylko trochę)

W działach: RPG, Fanboj i Życie | Odsłony: 57

Notka pisana z okazji 14 edycji Karnawału Blogowego. Ha! Zdążyłem!

 

W Czasie Waśni magia zależy od dwóch statystyk: Magii i Mistyki. Pierwsza decyduje o ilości Punktów Czarów, druga: o tym z jak trudnych zaklęć będzie mógł mag korzystać (zastępuje Poziom Czarów). Teoretycznie jest więc możliwe (w praktyce jeszcze nie spotkałem się z taką sytuacją), żeby ktoś stworzył postać czarownika, która nie przydzieliła ani jednego punktu na te statystyki i nie jest zdolna używać czarów. Dlaczego to jest tak zrobione?


Żeby klechy nie mogły czarować. A raczej: żeby klechy mogły nie czarować.


Podobnie jak Drachu i Aureus przede mną mam niestety negatywny stosunek do religii w systemach fantasy. Ta była jednym z powodów, dla których zacząłem pisać własny system, zamiast grać w Warhammera czy Dungeons and Dragons. W religii drażni mnie kilka rzeczy:


1) Magia kapłańska


Pierwsza rzecz, która mi się nie podoba jest magia kapłańska i jej funkcjonowanie. Sam pomysł jest niezły. Po pierwsze: całkiem rozsądne jest, że osoby stanowiące swoisty łącznik między światem przyrodzonym, a boskim mogą posługiwać się jakąś siłą nadprzyrodzoną. Część osób razi fakt, że kapłani posługują się zaklęciami, tak jak magowie. Faktycznie bez sensu jest coś innego: że ktoś inny, poza kapłanami może posługiwać się magią. Faktycznie bowiem u samego zarania ludzkości wszelka magia i religia były tym samym. Dopiero religie księgi: Judaizm, Chrześcijaństwo i Islam podzieliły zjawiska nadprzyrodzone na Cuda pochodzące od Boga i magię pochodzącą z innych (jeszcze wtedy nie bezpośrednio od diabła, a raczej: nie tylko od diabła) źródeł (np. od Dżinów jak w Islamie). Zwróćcie uwagę na to, że samo słowo „magia” pochodzi od słowa „mag”, a słowo to było tytułem bliskowschodniego kapłana.


W magii kapłańskiej drażni mnie natomiast jej wszechobecność. I to dzieje się tak jeszcze z przed czasów, gdy zacząłem grać w gry fabularne, od Eye of the Beholder. Denerwuje mnie przedewszystkim to, że każdy, pierwszopoziomowy kapłan może rzucać czary i to dość potężne: uzdrawiać jak Jezus na ten przykład.


Owszem, to, że są potężni cudotwórcy mnie nie wkurza. To logiczne. Irytuje mnie natomiast to, że każdy klecha i każda zakonnica powinna być w stanie leczyć dotykiem, a każdy proboszcz co najmniej wskrzeszać umarłych. Co powinien umieć biskup albo papież wolę się nie domyślać. To jest moim zdaniem bez sensu. Dlaczego tak się dzieje?


2) Bogowie - Bateryjki


Zasadniczo dzieje się tak dlatego, że bogowie w systemach RPG pełnią głównie rolę bateryjek na moce. Tak, jak magowie mają swoje szkoły, tak kapłani mają bogów. W zależności od obiektu kultu dostajemy inny zestaw zaklęć (Warhammer II ed), rzucamy je z innego rodzaju magii (Warhammer I ed) lub wybieramy inne domeny, co daje nam kilka nowych zaklęć i kilka nowych supermocy (Dungeons and Dragos 3ed i pokrewne). Otrzymujemy więc dość bogatą gamę obiektów kultu, żeby można było się podładować.


Cała społeczna rola religii opiera się na roli akumulatora. Tak więc mamy bóstwa dobre i dość dobre, dostarczające środków do walki ze złem oraz bóstwa złe, inspirujące psycholi. Całość systemu jest całkowicie spolaryzowana i polega na próbie wykopania ze świata odpowiedników niebiańskich trolli forumowych.


Najgorzej wygląda to w systemach umiejscowionych na Ziemi, gdzie w roli równorzędnych bateryjek stawia się bóstwa poszczególnych kultur i wzajemnie wykluczające się systemów. Owocuje to sytuacją, że np. Jezus, Allach i starotestamentowy Bóg (co jeszcze ma odrobinę sensu) do spółki z Buddą, Quetzakoatlem, Ra, Zeusem, Perunem i duchami syberyjskich szamanów walczą z Szatanem (co już sensu totalnie nie ma). Powstaje jakiś potworny synkretyzm. Myślę, że spowodowane jest to faktem politycznej poprawności oraz tym, że autor nie może powiedzieć np. „tylko chrześcijaństwo obrządku rzymskiego jest prawdziwe i tylko ono odpędza wampiry” bez bycia zasypanym milionem pozwów. Czekam natomiast, aż Kościół Szatana pozwie jakiegoś wydawcę RPG i Diabeł zacznie być umieszczany po stronie dobrych, do spółki z nimi napędzając walkę ze złem.


Z bogami - bateriami wiąże się jeszcze jeden problem:


2A) Multimonoteizm:


Otóż: dość często jest nam narzucany także wybór boga na zasadzie: kupcy wielbią A, leśnicy wielbią B, a wojownicy C. Jeśli ktoś uprawia jakiś zawód, to prawie na pewno wybiera sobie jakiegoś bożka i oddaje mu cześć. Tak więc każdy złodziej wielbi Ranalda. Jest to praktycznie jedyny bóg, jakiemu oddaje się część.


Najśmieszniej wygląda to w Warhammerze, gdzie Bretonia i Kislev (a przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie, być może błędne) de facto są monoteistyczne, a wszyscy czczą jedynie oficjalne bałwany, podczas, gdy w Imperium mamy oficjalnego bałwana + bóstwa systemu kastowego.


Z faktycznym politeizmem nie ma to wiele wspólnego. Tak naprawdę bowiem Grecy, Rzymianie, Egipcjanie i reszta trochę inaczej konstruowali swoje kulty. Oddawali cześć bogom, a nie jednemu bogu pasującemu do roli, wtedy, gdy ich życie wchodziło w strefy, którym odpowiadał dany bóg. Tzn. jeśli ktoś ruszał do lasu na polowanie: modlił się do boga lasu i boga polowań, kiedy wracał, żeby sprzedać swój łup na targu: do boga kupców, jeśli jego kraj toczył z kimś wojnę, a on zdecydował się zaciągnąć: do boga wojowników, jeśli zachorował: do boga uzdrowicieli.


Nawiasem mówiąc: całkiem sporo bóstw w grach fabularnych należy do grup, w których naprawdę nie potrafię sobie wyobrazić, kto oddaje im cześć. Przykłady: Rallaster, Bóg Brzytwy, tortur i psychopatycznych zachowań (księga plugawego mroku), którego czczą psychopatyczni mordercy (ok, ilu ich na świecie jest?), Scarossar, Pani Dojmującego Bólu z tego samego źródła, której kapłani wszyscy są sadystami (a niektórzy też masochistami), ale też wszystkie bóstwa skrajnie wyspecjalizowane np. odpowiedzialne za szkoły magii, dziwne, nadprzyrodzone wydarzenia i inna hołota.


To znaczy: ja rozumiem, że tacy bogowie mogą istnieć gdzieś na marginesie religii i folkloru, wspomnieni gdzieś na marginesie jakiejś religijnej księgi albo wyobrażone gdzieś w tle jakiegoś fresku, jednak wątpię, by znalazły na tyle dużo wiernych zainteresowanych ich dziedziną życia, żeby wybudować im choć jedną świątynię. Pełnią rolę bateryjki, która ma zapewnić np. psychopatycznemu zabójcy nadprzyrodzone moce lub premię +1 do Rzucania Czarów Iluzjoniście.


3) Źli bogowie ssą:


Powiedzmy sobie szczerze: w niewielu systemach podobają mi się źli bogowie. O ile Dobrzy zwykle są jeszcze jako tacy (tzn. miałcy i nieciekawi, ale ujdą w tłoku), to najczęściej złe bóstwa budzą mój śmiech i niesmak. Oczywiście jest kilka wyjątków. Bóstwa Chaosu we wczesnym fluffie z Warhammera (potem totalnie to zjechali), przeciwnicy z Exalted, Izrador z Midnight to całkiem niezłe koncepcje głównych złych. Większość przeciwników z gier RPG się do nich nie umywa.


Problem polega na tym, że, o ile tamtych mogłem traktować jako potężnego przeciwnika, który jest faktycznym zagrożeniem, tak w większości przypadków tak nie jest.


Wymieniona przezemnie trójka (w szczególności Izrador) wyróżnia się tym, że mają konstruktywne plany. Owszem, wszystkim chodzi tylko o podbój lub zniszczenie świata. Jednak dostosowują się do sytuacji, potrafią tworzyć potęgę, kontrolują wielkie siły. Izrador trzy razy próbował podbić świat, za każdym razem wyciągając naukę z porażki i powracając silniejszy. Deadlordzi to patologiczne emo-świry w najgorszym wydaniu Maskarady. Jednak są ucieleśnionymi potęgami, kontrolują gigantyczne armie i są wyjątkowo przebiegli. Czuć tą potęgę i widać, że, gdy ruszą przed siebie, to świat skona. Yozi to psychiczne kaleki, cienie samych siebie. Jednak Ebon Dragon pokazał klasę i rzucił Kreację na kolana mając do dyspozycji zaledwie cień tych sił, co Niebiosa. Gdy nadeszli Książęta Zielonego Słońca nawet umarli (dosłownie) drżeli z przerażenia. Bogowie Chaosu ze starych opowiadań do Warhammera... Było po prostu czuć, że oni nawet się specjalnie nie przykładają. Byli bardziej podstępni, niż krwiożerczy, coś robili, ale jedynie z cienia, wysyłali jakieś totalnie niezorganizowane inwazje, które były co chwila odpierane, zakładali jakieś komórki kultów, które co chwile były niszczone. Jednak było widać, że co roku ten świat gnie, rozkłada się, umiera od środka. Chaos co roku, nieodwracalnie zdobywa nowy grunt. Czasem metr, czasem kilka kilometrów, czasem wchłania całe królestwa. Jednak nigdy całkowicie się nie wycofuje i kiedyś zwycięży. Nie dziś, nie jutro, nie za rok. Może nawet nie za tysiąc lat. Jednak za 10 000 lat już na pewno. Cóż to jest 10 000 lat dla boga?


Jednak w większości systemów czegoś takiego nie mamy. Mamy sadystycznych bogów sadystów, morderczych bogów morderców, zabójczych bogów zabójców i tyrańskie boginie tyranów. Jakieś takie bóstewka z gatunku „czyń zło”, których jedyny pomysł na życie to wyrywanie muszką skrzydełek, z przykazaniami typu „zabij kogoś co piątek”, albo „jak dasz jałmużnę to ci ręka uschnie”. Koronnym przykładem tego typu podejścia do zła jest Księga Plugawego Mroku. Dodatek pod względem mechanicznym bardzo inspirujący, ale pod względem ogólnym: tragikomiczny.


Kiedyś, jeszcze na forum DnD.pl ktoś użył określenia „rasy bydlęce” w stosunku do orków, goblinów, trolli etc. Chodziło o to, że są to rasy, które robią tylko złe rzeczy, po to, żeby Gracze, zabijając je nie czuli żadnego dyskomfortu. Żadnych: „Zabiliście orka. On mógł być ojcem pięciu dzieci. Jak wracał z wyprawy wojennej przynosił im prezenty, a potem uczył je, by wyrosły na dobrych orków. A, że łupił miasta? To taki orkowy awanturnik był. Wy organizujecie wyprawy na podziemne miasta złych ras, złe rasy: na powierzchniowe miasta dobrych. Tak ten świat się kręci. Największe potwory to ludzie”, tylko czysta duma z tego, że ubijając potwora uczyliście świat lepszym.


W wypadków złych bogów jest podobnie. Są to takie bóstwa bydlęce, które istnieją po to, żeby gracze bez dyskomfortu mogli spalić sobie jakąś świątynię.


W czym jest problem? Bóstwa takie nie reprezentują sobą zagrożenia. Owszem, ich pojedynczy kapłan jest groźny, ale wystarczy, żeby zebrała się grupa postaci o wyższych lewelach i po problemie. Co innego w Midnight: spróbujcie zrobić krzywdę któremuś ze sług Izradora. Gracze w wielu przypadkach będą woleli zostawić orków w spokoju, niż je zaatakować. Przypadek mniej ekstremalny: Exalted. Gracze często znów będą woleli uciec, lub zastosować taktykę podjazdową przeciwko Abyssalom, rzadziej Infernalom, niż iść na całego. Raz, że Abyssali owszem, da się pokonać. Jednak jest za nimi większa potęga, armie umarłych, nekromanci, mechy, broń pierwszej ery. Krąg początkujących Solarów, mimo całej swej mocy nie da rady np. wojskom Maski Zim czy Silver Price. Po drugie: stoi za nimi ta cholerna potęga z tymi całymi armiami, magami i arsenałami. Może warto się dogadać? Owszem, to jest ostateczne zło, które pragnie zagłady Wszechrzeczy. Ale może warto tylko na chwilę zawrzeć sojusz? Tak do momentu, aż zgładzi naszych wrogów? I może jeszcze uda się pożyczyć działo laserowe na wieczne oddanie?


Czy ktoś pomyślałby, żeby zrobić coś takiego w wypadku sług Vecny, Iuza czy Bhaala? Raczej nie sądzę. Bóstwa te to takie Gargamele (przy czym osobiście uważam, że Gargamel ma jednak więcej klasy) z kreskówek, nie prawdziwi, groźni przeciwnicy.


4) Co jeszcze mi się nie podoba: Dobro vs Zło:


Kilka lat temu przeglądałem w empiku podręcznik Bóstwa i Półbogowie do wiadomego systemu. Sam podręcznik nie powiem, mógł być ciekawy (choć osobiście nie wiem do czego komu rozpisane na statystyki bóstwa, ok w np. Exalted też są, ale tam pełnią raczej rolę żywiołaków i duchów natury, a nie takich klasycznych bogów-bogów). Jednak uderzyły mnie rozpiski bogów greckich, nordyckich i zdaje się jeszcze egipskich. Wszystkie oczywiście w myśl charakterów 3x3. Tak więc: Zeus: dobry, Thor: dobry, Hera: zła, Hades: zły, Loki: bardzo zły. Wiadomo.


Jeśli ktoś zna lepiej mity (a za moich czasów Parandowski był obowiązkowy w pierwszej liceum, więc zasadniczo chyba każdy powinien znać je nieźle) to zdaje sobie sprawę z tego, jak to w nich wyglądało. Bogowie u Greków mordowali, obdzierali ze skór, gwałcili, uprawiali sodomie i wszelkie zboczenia z homoseksualnym kazirodztwem na czele, do tego niekiedy uprawiali kanibalizm (Dionizos). Zasadniczo raczej byli nieprzyjemni jeden w jednego. Hades, jeśli był tu wyjątkiem, to tylko na plus.


Owszem, w wierzeniach greckich świat podziemny był raczej negatywny, z niego brały się wszelkie plagi. Jednak była to negatywność wpisana w porządek rzeczy. Ludzie umierali, bo umierali, było to smutne lecz niezmienne. Hades był miejscem złych mocy, ale nie były to złe moce w stylu DeDeków, Warhammera czy kultury chrześcijańskiej z jej Szatanem. Hera natomiast była przedewszystkim boginią małżeństwa. Na tle innych bogów (zwłaszcza Zeusa, Posejdona Dionizosa i Apolla) bardzo się nie wyróżniała okrucieństwem. Jeśli już szukać postaci negatywnych, to najwredniejszy był chyba Posejdon. Facet odpowiadał nawet mniej za morze, a bardziej za katastrofy naturalne i co chwila miał jakieś napady szału.


Podobnie jest u Wikingów. Silniejsza jest dychotomia między siłami bogów, a siłami olbrzymów. Olbrzymi są podobni, jak w mitach greckich i reprezentują zasadniczo te same zjawiska: klęski naturalne i katastrofy. Jako, że Wikingowie żyli w cięższym klimacie niż Grecy ich rola jest większa. Reprezentują wrogie człowiekowi siły natury: ogień, zimę, śmierć etc. Przeciwko nim walczą bogowie społeczeństwa, polityki i działań militarnych: Asowie i ich sojusznicy Wanowie, odpowiedzialni zasadniczo za naturę i rolnictwo. Owszem, są przychylni ludziom, ale nadal to banda psychopatycznych drani, którzy kradną, gwałcą i mordują, tak samo, jak Greccy ino częściej. Z tym, że zdecydowanie częściej dają łupnia złowrogim siłom wszechświata, niż ludziom. Jedyna ich zaleta jest taka, że nienawidzą się z Jotunami, którzy odpowiadają za ostre zimy, wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi i inne nieszczęścia i ludzi nienawidzą. Nawiasem mówiąc o ile pamiętam (a pamiętam mało) przyczyny nienawiści między Bogami, a Olbrzymami były takie, że Bogowie zabili podstępem Ymira, pierwszego z olbrzymów.


Loki natomiast to trudna sprawa. Prawdopodobnie w chwili, gdy ukształtowała się religia Wikingów Loki był już bardzo starym bogiem i możliwe, że miał rolę przewodnią w jakimś wcześniejszym, starszym systemie religijnym. Świadczy o tym jego rola (brat Odyna, postać od której pozostali bogowie uzyskali swe atrybuty) oraz poczesne miejsce w przygodach bóstw na początku ich kariery. Potem ich drogi zaczęły się rozchodzić, a Loki zmienił się w sprawcę zła na świecie (głównie przez swe wybryki). Prawdopodobnie miało to związek z rosnącym kultem Odyna i koniecznością wykopania wcześniejszego głównego boga z pozycji dominującej na pozycje głównego zła.


Ogólnie te stare religie jednak miały w głębokim poważaniu takie kwestie, jak moralność czy etyka.


5) Co jeszcze mi się nie podoba: dobro


Tak naprawdę w tych DeDekowskich systemach religijnych bogów można podzielić na Onanistów Ściągający Porno-Bondage (których podnieca to, że ludzie się kaleczą) i Prawych Prawiczków (którzy chcą zrobić światu wszystko, co najlepsze). Dobre bóstwa są prawie tak samo kiepskie, jak złe. Owszem, nie są tak żałosne, ale nadal brak im majestatu. Problem polega na tym, że bóstwa te są dobre. Czy dobry bóg będzie żądał krwawych ofiar, wymagał od Abrahama poświęcenia syna, ześle plagi na Egipt albo nakaże świętą wojnę? Taki poprawnie polityczny, dedekowski? No nie za bardzo.


Zamiast tego będzie zsyłał cud za cudem, uzdrawiał chorych, wskrzeszał hurtowo umarłych, nie dopuszczał złych do urzędów państwowych i religijnych oraz osobiście czuwał nad tym, by całemu światu było dobrze. Koszmarna wizja. Mimo to wiele światów fantasy wygląda tak, jakby tylko wyeliminowanie złych bóstw powstrzymywało je od osiągnięcia stanu królestwa niebieskiego na ziemi.


Ogólnie, to nie przekonuje mnie koncepcja żadnych, silnych, jednoznacznie dobrych BN-ów lub organizacji. Owszem, ktoś w stylu Czerwonego Krzyża czy Matki Teresy jest Ok. Jednak żadna potęga w dysponująca lokalnym odpowiednikiem broni atomowej w stylu Elminstera, Harfiarzy czy Kościołów Bóstw Dobra I Praworządności jest dla mnie nie na miejscu. Nie w systemach RPG. Powód jest prosty: odbierają one prace Bohaterom. To, że po świecie chodzi wielka korporacja lub wielki mag lub bóstwo i zabija smoki spycha postacie graczy do roli wyrobników drugiej kategorii.


Po drugie: mam poważne wątpliwości co do faktu, czy lanie po mordzie jest dobre. Tym bardziej, że większość dobrych bóstw ogranicza się do idei „Niszcz nazizm”. Owszem, to może być korzystne i pozytywne, pozwala zdobyć łupy, ziemie, niewolników, ale czy jest to etyczne? Nie powiedziałbym. Ogólnie dobrze pomyślanych, dobrych bóstw jest mało. Jedyne fajne, mające potencjał fabularny religie musiałyby być czymś na kształt pierwszych chrześcijan, prześladowanych przez wszystkich (niezła była koncepcja konfliktu Prawdziwi Bogowie vs. Religia Poszukiwaczy z wczesnego Dragonlance, potem jednak zrobili z tego siano), ewentualnie wszelkie wariacje na temat „opresyjny kościół katolicki” czy „bogowie spuszczą deszcz za ofiarę z dziewicy”.


6) Jak jest u mnie i jak powinno być wszędzie


Będąc jeszcze w klasie czwartej podstawówki i zaczytując się w Conanach zauważyłem, że najciekawsze światy wyobrażone to te, w których tak naprawdę nie chciałbym żyć, chyba, że byłbym herosem minimum 10 lvl (bo wszyscy inni mają w nich równo przekichane). Najbardziej nadają się też do powieści Heroic Fantasy. TvTropes ma nawet na to określenie. Brzmi ono CrapSack Worlds (na polski by to brzmiało „Światy Worko-Syfowe”). O co w tym chodzi?


W normalnym świecie fantasy mamy jedno królestwo dobra, gdzie wszyscy są szczęśliwi i jedno zła, gdzie wszyscy są nieszczęśliwi. W jednym czczą bóstwa dobre, w drugim złe i oni się biją.


W Crapsacku mamy królestwo Zła, gdzie wszyscy są nieszczęśliwi i drugie królestwo, normalne, gdzie też całkiem dużo osób jest nieszczęśliwych. W państwie tym panuje zamordyzm, bo trzeba bronić się przed złem. System jest opresyjny i na porządku dziennym jest np. niewolnictwo albo przynajmniej wysokie podatki. Jego mieszkańcy otrzymują chojną pomoc od bogów, jednak trzeba za nią słono płacić np. składając ludzkie ofiary (bo jak bogowie nie otrzymają ofiar, to np. umrą i słońce zgaśnie). Oczywiście z systemem tym walczą rebelianci. Nie są dzielni. Są terrorystami. Oczywiście są jeszcze magowie, którzy jednak czerpią swą moc z paktu z demonem... I tak w kółko.


W Czasie Waśni wykorzystałem zbliżony motyw. W roli dobrych mamy więc religię oficjalną (politeistyczną) stylizowaną na katolicyzm, z herezjami, paleniem na stosach, prześladowaniem wolnomyślicieli i czarowników, dość mocno podszytą szowinizmem i niechęciami do innych ras oraz religii. W roli neutralnych: religię pierwotną zbliżoną do druidyzmu, z ludzkimi ofiarami i resztą przyjemności oraz kulty mających generalnie ludzi w tyłkach duchów i bożków opiekuńczych. Rolę złych postanowiłem zcedować na proekologiczny kult druidyczno - aztecki z pomysłem na życie pod tytułem „musimy nakarmić bogów, bo inaczej umrze świat”. Źli nawiasem mówiąc są opisani słabo i zbyt mało wyraziście. Częściowo to efekt celowy, chciałem żeby przynajmniej podstawka skupiała się głównie na starciach wewnętrznych i wzajemnych nieufnościach, niż kolejnych akcjach typu „Bóg karze nam napaść na Mordor!”


Dlaczego tak? Jak pisał Drachu: jest fanatyzm, jest impreza. Zresztą ludzka ofiara, czy wojna kwietna też stanowią świetny powód do imprezy. I chciałbym zaznaczyć, że mówię tu o konwencji raczej heroic fantasy.


Powód jest prosty: heros, by być herosem potrzebuje wyzwań. W świecie, gdzie wszyscy są szczęśliwi, nie ma chorób, nieszczęść, wszyscy są dla siebie mili i uczciwi wobec siebie, a przestępczość nie istnieje herosi są zbędni. W świecie, w którym jest inaczej: wreszcie mogą coś pokazać. Między innymi dlatego podoba mi się Exalted, gdyż tamtejsze warunki są właśnie dość okropne dla szarych ludzi.

Komentarze


Eri
   
Ocena:
0
1-4 +1, zresztą jak kiedyś dam wpis "lista rzeczy, które w naszej wiecznie niedokończonej autorce były dobrymi pomysłami" to przypuszczam, że Ci się spodoba kilka punktów w kwestii religii. Przynajmniej niektóre z wymienianych przez Ciebie problemów celowo ominęliśmy.
5. Nie "dobre". Miłe.
Dobro nie jest miłe. Dobro jest hardkorowe. ^^
6. Po co królestwo zła? Nie można dać po prostu kilku rywalizujących królestw / frakcji / whatever, z których każde ma (z punktu widzenia czytelnika i gracza, niekoniecznie mieszkańca innych krain) swoje racje, ale nie potrafią pokojowo koegzystować? Moim zdaniem ciekawsze. Podobnie z kultami.

A religie w settingach "realnych" (historycznych, modernowych) to rzeczywiście pole minowe dla autorów.
Aczkolwiek w "Dogs in the Vineyard" tylko Mormon^W jedna z wiar jest prawdziwa i odpędza wam^W demony. ;-) Swoją drogą system polecam, ani tej religii nie promuje ani nie robi z niej wielkiego złego... po prostu wykorzystuje obyczajowość Mormonów z czasów dzikiego zachodu jako główny kolor. A do tego jest całkiem fajny i tani, 15$ za pdf. A dolar obecnie nisko stoi.
13-10-2010 20:55
Miroe
   
Ocena:
0
Dobry wpis :)

"Ogólnie te stare religie jednak miały w głębokim poważaniu takie kwestie, jak moralność czy etyka."
Oj, i to jak. W ramach potwierdzenia powymądrzam się o Wikingach (komentarz trochę na uboczu tematu notki, ale poruszyłeś bliskie memu sercu kwestie; można skasować, jeśli uznasz, że nie tu pasuje).

"Nawiasem mówiąc o ile pamiętam (a pamiętam mało) przyczyny nienawiści między Bogami, a Olbrzymami były takie, że Bogowie zabili podstępem Ymira, pierwszego z olbrzymów."

To raczej był akt typowo indoeuropejskiego boskiego ojcobójstwa. Odyn, Wili i We (zabójcy) sami wywodzili się od Olbrzymów (w późniejszej wersji tylko od strony matki co prawda), co odpowiada na przykład greckiemu mitowi o ubiciu Uranosa przez Kronosa i rodzeństwo, a tegoż z kolei przez Zeusa. Mitologicznie przyczyny waśni można tłumaczyć raczej kradzieżą przez trzy Olbrzymki Złotego Tafli (prawdopodobnie... gra planszowa), będącego tutaj narzędziem władzy nad przeznaczeniem, co jest powodem tego, że Asowie są przeznaczeniu poddani, a nie nim władają. Z kolei Odyn rąbnął Olbrzymom Miód Poezji, będący swoistym źródłem mądrości. Dochodzi też kwestia nieuregulowanej płatności wobec pewnego Olbrzyma za wybudowanie murów otaczających Asgard (Thor go po prostu zabił). I parę innych nieprzyjemności.
Z drugiej strony z paroma Olbrzymami (Mimir, Aegir) boskie stosunki były poprawne. Z Olbrzymkami jeszcze lepsze ;)

Co do Lokiego...
Naczelnym bóstwem przed Odynem był raczej Tyr, na co wskazywałyby jego związki z prawem czy sferą niebieską.
Odyn i Loki w znanej nam późnej mitologii byli nie braćmi, lecz braćmi krwi (chlastanie się po nadgarstkach etc.). Loki nie był Asem z urodzenia (tak był Olbrzymem).
Istnieją zaś bardzo ciekawe poszlaki wskazujące, że Odyn i Loki byli pierwotnie jedną postacią (nie będę się tu wgłębiał). I jak się tak przyjrzeć, to poza tą całą aferą z Ragnarokiem, to Odyn częściej był tym, któremu można przypisać rolę sk....a, kłamcy, oszusta, złodzieja, cudzołożnika, sodomity (sic!), mordercy (kolejność przypadkowa, na wszystko i więcej służę przykładami). Ale on tłumaczył się wyższym dobrem.
Inni bogowie też mieli sporo brudu za pazurami, ale do Wszechojca żaden się nie umywał.
13-10-2010 23:29
Cooperator Veritatis
   
Ocena:
0
@zegarmistrz;

wypunktowałeś wszystkie rzeczy, które mnie rażą w religiach w systemach fantasy ;) Bardzo fajny wpis.
14-10-2010 11:19
Khil
   
Ocena:
+1
Jak zwykle diablo ciekawy wpis. Jesteś jednym z najbardziej interesujących bloggerów, jakich znam.

Nie znaczy to jednak, że pozbawię się szansy na złośliwy komentarz.

1) "Pierwsza rzecz, która mi się nie podoba jest magia kapłańska i jej funkcjonowanie. Sam pomysł jest niezły. Po pierwsze: całkiem rozsądne jest, że osoby stanowiące swoisty łącznik między światem przyrodzonym, a boskim mogą posługiwać się jakąś siłą nadprzyrodzoną. Część osób razi fakt, że kapłani posługują się zaklęciami, tak jak magowie. Faktycznie bez sensu jest coś innego: że ktoś inny, poza kapłanami może posługiwać się magią."

Z moim zacięciem do mistyki w kwestii zdarzeń nadprzyrodzonych i innymi mutacjami światopoglądowymi, w ogóle pokemoniasta magia jest irytująca. Kapłan miotający fireballami to śmiech na sali. Jeszcze bardziej irytuje mnie to, o czym wspominasz później: że szeregowy klecha może sobie zrobić z Łazarza każdego piętnaście razy dziennie. Niczym Andrzej w apokryfach.

"Faktycznie bowiem u samego zarania ludzkości wszelka magia i religia były tym samym."

Wo, wo, wo, wow, spokojnie! Absolutnie rozumiem, o co Ci chodzi, ale to trochę zbyt mocne sformułowanie.

"Dopiero religie księgi: Judaizm, Chrześcijaństwo i Islam podzieliły zjawiska nadprzyrodzone na Cuda pochodzące od Boga i magię pochodzącą z innych (jeszcze wtedy nie bezpośrednio od diabła, a raczej: nie tylko od diabła) źródeł (np. od Dżinów jak w Islamie)."

A nieprawda. Podział magii Dobrej i Złej był zawsze, tylko dzisiejszym czytelnikom inaczej się kojarzy. Bogowie-sojusznicy i bogowie-niszczyciele, złośliwe małe demoniki i potężny Szang-ti, czuwający nad światoporządkiem.

"Zwróćcie uwagę na to, że samo słowo „magia” pochodzi od słowa „mag”, a słowo to było tytułem bliskowschodniego kapłana."

Ajaj, naprawdę spokojnie! był synonimem dla mędrca w wielu językach Wschodu, również w greckim. Niektórzy perscy czy egipscy kapłani w oczach Rzymian i Greków byli magami. Nie spotkałem się jednak z taką możliwością, żeby mag był używany w świątynnej tytulaturze.

Oczywiście, to czepiactwo, z ogólnym wydźwiękiem punktu w sumie się zgadzam.

2) Całość

Punkt opisany genialnie, you make my day.

3) Bardzo cenne uwagi.

Ze swojej strony wrzuciłbym jeszcze jedną rzecz. Wydaje mi się, że bardzo ciekawym i klimatycznym (ale i ogranym - jak na literaturę, może i RPG) podejściem jest spisywanie potęg Dobra i Zła, złego i dobrego boga jako dwa skrajne punkty, pomiędzy którymi siedzi biedny człowiek, na wzór ideologii średniowiecznej i setce opartych na niej, natchnionych książek. Taki numer występuje np. w Monastyrze, gdzie wiara w Jedynego to uosobienie człowieczeństwa, a nie po prostu inny punkt widzenia (które to podejscie króluje w multimonoteizmie, o którym wspominasz później).

4) Religie prezentowały własne wersje moralności i etyki. Honor wojownika był wiele ważniejszy niż miłosierdzie, etc. To inne i tyle.


Ciekawe przemyślenia na temat półbogów.

5) Pamiętajmy, że RPG czerpie garściami z popkultury, a ta ze swojej natury jest edukacyjna i oparta na znanych, powszechnych stereotypach (w stylu podejscia do dobra/zła). Trudno byłoby wymagać od graczy supersymulacji gorącej wiary w bóstwo, prezentujące zupełnie odmienny system myślowy, kiedy nawykli do pewnych pojęć i standardów.

A propos idealnie czystych postaci - choć u mnie rzadko takie się pojawią, raz zrobiłem specjalnie potężnego BNa, wierzącego uparcie w "dobre" i "sprawiedliwe" wartości i posługującego się logicznymi, sprawnymi metodami. M.in. po to, by pokazać, jak liczni wrogowie robią go w wała i BG muszą narażać tyłek, żeby wyratować go z opresji (nie lada opresji - był to młody Inkwizytor w WFRP, który poszedł siedzieć).


6) Yee, jest fanatyzm, jest impreza. Absolutna zgoda. Choć z drugiej strony, nie byłbym aż tak wybiórczy. Jestem w stanie pominąć te parę niedociągnięć i grać w Warhamca czy D&D, a zachwycać się jedynie nawiązaniami do naszego Kościoła w Monastyrze.

Pozdrawiam
Khil

PS. Mnie też ostatnio ogarnia melancholia za Conanem...
14-10-2010 18:55
Miroe
   
Ocena:
0
"Religie prezentowały własne wersje moralności i etyki. Honor wojownika był wiele ważniejszy niż miłosierdzie, etc. To inne i tyle."

No, nie tak do końca. Cudzołóstwo (zwłaszcza popełniane przez kobiety) było naganne wg starożytnych Greków. A spójrz na życiorysy Zeusa i Afrodyty. Odyn (najwyższe bóstwo panteonu) był sodomitą choć Normanowie karali takie praktyki śmiercią. Złodziejstwu i łgarstwu (wobec swoich) tez nie pobłażali, a Odyn z powodzeniem zajmował się i jednym i drugim.

Generalnie te stare mitologie wychodzą raczej z założenia, ze im kto wyżej, tym mu więcej wolno.
14-10-2010 20:13
Malaggar
   
Ocena:
0
"Bóstwa Chaosu we wczesnym fluffie z Warhammera (potem totalnie to zjechali), "

Jak bardzo wczesnym?;)

EDIT: I dlatego świetnym systemem jest WH40k ;) Mamy jednego boga, który jest dobry o tyle, że zapewnia ład i porządek (a, że metody ma takie, a nie inne to już nie jego problem) ;)
14-10-2010 20:13
Eri
   
Ocena:
0
Kapłan miotający fireballami (BTW w D&D rzadkość) jest ok... dopóki robi to nie z racji bycia kapłanem, a z racji bycia poza tym osobą, potrafiąca miotać fireballami.
Oj, muszę kiedyś napisać o tej naszej niedoszłej autorce. Była tam pewna kraina z czarującymi kapłanami... ponieważ tylko kapłanom było się tam wolno uczyć czarów. :)
Ale to już właściwie dygresja.
14-10-2010 20:14

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.