No i wymyśliłem! BollyRPG, czyli jak naprawdę zarabiac na RPG
W działach: z przymrużeniem oka | Odsłony: 18Tekst powstał niejako z inspiracji dyskusją pod notką Furiatha, tą o 100 egzemplarzach i sukcesie wydawniczym. Zacząłem się zastanawiac, jak można sprawic, by RPG było dochodowe.
Gdzie znaleźc rynek zbytu itd.
No i wymyśliłem! Znacie fenomen zespołu disco polo "Bayer Full"? Dla tych niezorientowanych - to twórcy takich hitów jak "majteczki w kropeczki", "Blondyneczka", czy "Wakacyjna Dziewczyna".
Nie znacie tych bestsellerów?...
Hmmm, a w Chinach znają. Dwa lata temu świat polskiego przemysłu muzycznego obiegła elektryzująca informacja, że zespół Bayer Full podpisuje kontrakt w Chinach na... 67 mln płyt. 67 mln PŁYT!!!! Polskie discopolo, wiecie, dwóch chłopaków z fryzurą "biznes z przodu, impreza z tyłu" (znana również w latach '90 jako "czeski metal" albo "piłkarz III ligi"), do tego jakieś klawiszki Yamahy i miss gminy w teledysku kręconym kamerą Toniego Halika...
Nie Doda, nie Jackowska, nie Perfect, nawet nie Wiśniewski, tylko Bayer Full miał możliwośc podpisania tego kontraktu*.
Nikt chyba z polskich artystów nie zbliżył się do tej ilości z całym swoim dorobkiem. A to jest nisza, zaczynała jako nisza, i pomimo tego, że niespecjalnie jest promowana w mediach, jest konsekwentnie spychana z mainstreamu do niszy. Niszy zabaw w remizach, na wiejskich chrzcinach i weselach.
Coś wam to przypomina? Niszowy rynek, mały kraik gdzieś na zaodbyciu Europy? Słoma z butów (lub skarpety z sandałów) i narzekanie na spychanie z mainstreamu? Zupełnie jak polskie RPG!
Łapiecie już pomysł, przedsiębiorczy wydawcy?
Eksport, moi drodzy, eksport. Jak Bayer Full w Chinach. Żadne tam Stany Zjednoczone ani inne JuKeje, zapchane erpegami po brzegi. Żadna Polska ze swoim fandomem/target base zamkniętym w k100 osób.
Nie! Azja, terra incognita, a dokładniej mówiąc - Indie. Śpiewała już o tym Królowa Nerdów, Felicia Day.
Czemu Indie? Przede wszystkim - 1.2 mld ludzi. Jeden z szybszych przyrostów naturalnych do niedawna każe wierzyc, że sporo z nich to ludzie młodzi, a więc w wieku targetowym. Kraj się rozwija, dawno już przestał miec kompleksy wobec Europy czy USA, ludzie tam chłoną fantastykę, uwielbiają kino akcji, a ich panteon zawstydziłby wszystkie panteony Europy od starożytności po dzień dzisiejszy.
Serio, przestali miec kompleksy. Ale kiedyś wyglądały one podobnie do tureckiego Star Treka czy Supermana. Tu przykład indyjskiego Majkela Dżeksona w jego najsłynniejszym hicie:
Dziś już się tego nie robi.
Ten kraj to target idealny. Dużo ludzi, dużo młodych ludzi, dużo młodych ludzi lubiących fantastykę - co tu się może nie udac?
Dodatkowo, jeden, ogromnie wielki bonus - tanie zaplecze produkcyjne na miejscu. Papiernie, drukarnie, tania siła robocza i koszty transportu na rynku wewnętrznym - znikome. Nic tylko pisac erpegi na rynki indyjskie.
Oczywiście musiałyby się one różnic od tych, jakie znają ludy północnoatlantyckie. Żeby zrozumiec te różnice, polecam film instruktażowy, przedstawiający indyjski odpowiednik Chucka Norrisa, czyli Singham (ten twardziel z ilustracji do tej notki):
Wiecie, łapiecie o co chodzi? Niby Chuck, ale jednak nie Chuck.
Dalsze różnice - zero seksu, zero całowania. Po prostu, nie. Nie ma możliwości, żeby takie coś w Indiach przeszło. Feministki zaklasną z radości (ale tylko na chwilę), gdy okaże się, że nie dałoby się też wcisnąc tam wyuzdanych i odsłaniających zbyt wiele wdzianek kobiecych lub kobiet w niekompetentnych pozach.
Niestety zaraz zrzednie im mina, gdy okaże się, że taka idealna rynkowo gra musiałaby byc patriarchalna, z punktu widzenia mężczyzny (takiego opalonego i z przystojnym wąsem najlepiej). Na pocieszenie - byłby on bardzo szarmancki i miły w stosunku do kobiet, bojąc się ostracyzmu społecznego.
Ale poza tym, nie ma tabu. Indyjska fantastyka przyjmie wszystko. Kosmita z Marsa, okazujący się byc przystojnym wąsaczem? Jak najbardziej, byle ładnie tańczył w kółeczku. Megarobot transformujący w samochód? Jasne, byle tańczył i ładnie śpiewał. Postapo w stylu Mad Maxa? Tutaj pewnie nazywałby się Mad Gopakumar, ale wciąż robiłby to samo co Mad Max - no może lepiej by śpiewał.
Wyobrażacie sobie Mad Maxa na słoniach?!!!
Równocześnie potencjalny klient indyjski wydaje się byc nieco mniej wymagający. Wystarczy spojrzec na produkcje Bollywood - mają byc ładne i estetyczne, ale fabuła w nich jest raczej mało skomplikowana, i w większości opiera się na jednym temacie - nieszczęśliwej miłości. To mógłby byc taki indyjski odpowiednik równie odmóżdżdżającego łażenia po lochach.
Więc byłby taki "love crawl" w klimatach fantasy, SF, horroru czy postapo, wszystko na jedno kopyto, dużo śpiewania, tańczenia i noszenia sari. Gaming i odgrywanie, prosta forma łacząca obie szkoły, setingi powinny się trzaskac łatwo jak bollywoodzkie superprodukcje. O, np taka:
Fantastyka, efekty specjalne które zawstydziłyby Matrixa i Termiantora - czego chciec więcej? Ludzie w Indiach z pewnością potrafią docenic Sztukę fantastyczną przez duże Sz. (sans. श)
No i jeszcze raz - 1/7 populacji naszej planety, prawie 4x więcej ludzi niż w USA i 2x więcej niż w Europie. Świetna baza wypadowa na całą Azję Centralną, do ogromnego Pakistanu, Birmy, Wietnamu, a jakby się uprzec, to i do Chin można przez Tybet posyłac erpegowe hobby na grzbietach jaków (albo lepiej, samolotem).
I najważniejsze - rynek wydaje się kompletnie nietknięty. Mając to na uwadze, nauka sanskrytu to tylko niewielka przeszkoda.
Wszelkie potrzebne informacje na temat różnic kulturowych, które trzeba by uwzględnic, znajdziecie w doskonałym serialu instruktażowym Outsourced.
Tutaj jeszcze kolejny przykład, o co chodzi z tym tańczeniem i śpiewaniem, również z Outsourced:
Jak już sobie obejrzycie te prospekty reklamowe, pieczołowicie zebrane dla was przez Zigzak Enterprise, sami zobaczycie, jak wspaniałe mogłoby byc RPG dla mieszkańców drugiego największego kraju na świecie, i jak wielkie możliwości się otwierają przed odważnymi wydawcami polskich gier RPG.
Zigzak wskaże wam drogę - idźcie Szlakiem Jedwabnym, jak niegdyś Aleksander Wielki i Bayer Full. Warto.
A sherwani lub sari na bazarze kosztuje kilka tysięcy rupii. I to w wersji z cekinami!!!! 1000 rupii to jakieś 18 dolarów. Życ nie umierac!
* - czy go w końcu podpisali nie sprawdziłem, ale nie jest to istotne w tym wpisie. Ważna była możliwośc.