1920: Bitwa... o Rohan
W działach: Filmy, Rzeczpospolita | Odsłony: 16Wczoraj w późnych godzinach wieczornych obejrzałem najnowszą produkcję Hoffmana "1920 Bitwa Warszawska". Nie spodziewałem się po tym filmie wiele, miałem tylko nadzieję, że, jak w przypadku "Ogniem i mieczem", ewentualnie zainteresuje kogoś do zapoznania się tematem we własnym zakresie. Po wyjściu z kina, niestety, ta wiara została mocno zachwiana.
Bitwa o Rohan.
W filmie Polska składa się z jednego miasta- Warszawy, reprezentowanego przez cztery lokacje: Belweder, kościół św. Anny, jakiś kabaret i rynek Nowego Miasta. Poza tym, cały front 1920 roku składa się tylko i wyłącznie ze stepów, lasów, pól i ukraińskich wiosek, które zagrały bodajże wszystkie skanseny w Polsce. Z toku filmu odwiedzamy także Radzymin, a Piłsudski wspomina także, że pod Lwowem stoi Budionny. Właściwie, można by się zastanowić, po co bolszewicy na tę Warszawę idą- skoro składa się tylko z pól i lasów, to równie dobrze mogliby konno (inne jednostki niż jazda w filmie nie występują, z wyjątkiem kilku scen z udziałem czołgów) sobie objechać 100 kilometrów za Warszawę i iść na Berlin.
W tym filmie nie ma scenariusza.
W "Bitwie o Rohan" nie uświadczymy ani jednego wątku fabularnego. Film składa się ze średnio dwuminutowych scenek, gdzie obowiązują zasady teatru antycznego- dwie, trzy postacie wymieniają się patetycznymi, pustymi i nic nie wnoszącymi dialogami, a reszta robi za tło. I tych postaci są dziesiątki, zupełnie nie wiadomo po co. Z akcji filmu widz nie dowie się ani co to w ogóle za wojna, ani po co ona (z wyjątkiem słów Lenina, że chce podbić świat), ani kto w niej walczy. Zupełnie zignorowano etniczne problemy 1920 roku- udział innych narodów niż polski i rosyjski reprezentuje Domagarow, który przy wódce mówi, że walczy dla zemsty. Z innych to w scenie kopania okopów na przedpolach Warszawy jednemu z cywilów wystają pejsy spod hełmu. Trochę to ubogie.
Postać Borysa Szyca porównać można chyba z Dantem z "Boskiej komedii"- bohater właściwie służy tylko temu, by pokazywać kolejne scenki i postacie, które przerywane będą walkami między Polakami a bolszewikami o kolejną bezimienną wieś. Nie można powiedzieć, że Szyc zagrał źle- praktycznie nikt tam nie gra, bo chyba nie było na to przeznaczonego czasu antenowego.
Z tego braku gry aktorskiej wybijają się dwie osoby. Grany przez Adama Ferencego czekista jest najlepiej zagraną postacią w filmie, zaś Olbrychski jako Piłsudski jest nieporozumieniem od początku do końca. Nie mówiąc o tym, że sceny z nim do filmu niczego nie wnoszą z wyjątkiem kolejnych patetycznych dialogów bez ładu i składu. W sumie, Łukasz Garlicki Ignacego Skorupkę też dobrze zagrał, ale miał trzy sceny w filmie.
Przez zupełnie pominięcie wątku dowodzenia w tej kampanii, zupełnie denerwuje wątek "cudu nad Wisłą", z kościelną oprawą, Najświętszym Sakramentem etc. Z toku filmu rzeczywiście to Matka Boża uratowała Polskę przed Sowietami.
Coś pozytywnego?
Film miał dobry budżet, niezgorsze efekty i ładne zdjęcia. Jak się go potnie, to będzie dobry do uzupełniania dokumentów historycznych (podoba rzecz z "Katyniem" Wajdy). Niestety, właściwie wszystko zostało zaprzepaszczone przez 3D. Wprawdzie efekty tej technologii w "Bitwie o Rohan" były lepsze niż w większości filmów, to sceny walki oglądałem bez okularów, bolały oczy.
Podsumowując, film dla mnie był stratą czasu i przez większość jego trwania siedziałem ogarnięty rozpaczą, jak można było schrzanić taki temat przy takich nakładach w tak haniebny sposób. A przecież cały okres 1918-1921 miał w sobie tyle świetnych epizodów i tyle barwnych postaci, że można zrobić dobre filmy właściwie każdego rodzaju. Gdyby Hoffman zdecydował się na ujęcie bardziej polityczne tematu, to przy tym budżecie mogłaby wyjść perełka- do lokacji dodanoby Zamek Królewski i Sejm, podciągnięto by tematy sztabu i opozycji endeckiej, z drugiej strony podrasowanoby Lenina i Trockiego i mogłaby wyjść świetna historyczna "Gra o tron". :P Albo skupić się rzeczywiście na samej bitwie warszawskiej, bo Rozwadowski, Piłsudski i Haller z jednej, a Tuchaczewski i Budionny z drugiej, rozgrywanie ich wzajemnych niesnasek i decyzji to naprawdę motyw na dobry film wojenny.
Niestety, zdecydowano się na nakręcenie filmu, którego inaczej niż "kostiumowy" nazwać nie mogę. Z historią nie ma on nic wspólnego, a i myślę, że scenariusz w filmówce by nie został zaliczony. A przecież scenariusz to najtańsza część w produkcji filmu!